Dzis po prostu wiatr w oczy wieje, doslownie i w przenosni.
Zaczelismy dzien jak zwykle rano by dopiero o 7 byc na szlaku. Caly czas balismy sie zapowiadanego w pogodzie deszczu... ale na szczescie nie bylo go. Za to bylo chlodno, wiatr wial i slonce dlugo nie pojawialo sie. Bo szlismy prawie caly czas droga, tzn. dokladniej kawalkiem drogi oddzielonej murawanymi scianami od drogi, ktora SPECJALNIE zwezyli, by dac fragment pielgrzymom (fajnie, nie?), ale i tak malo kto korzysta z tej drogi, bo jest tez autostrada, zawieszona na wiaduktach miedzy gorami.
Poczatkowo mielismy dojsc gdzie indziej, do miejscowosci wczesniejszej. Ale ze nie padalo, potem wyszlo slonce i bylo ok, to poszlismy dalej, by jutro, jezeli ewentualnie bedzie padac, isc krocej. Zrobilismy jeszcze w miejscowosci wczesniejszej zakupy, by zrobic se obiad (makaron kolorowy i sos) plus sok i ciasteczka i poszlismy cale 2km dalej, oczywiscie szlakiem drogowym. Na miejscu miescina okazala sie byc bardzo skromna - miasto jednej ulicy ze tak powiem - bar przy wejsciu do miasta, parenascie domkow, shcronisko, kolejny bar, kosciol i jeszcze troche domkow. Nad miastem rozciagaja sie potezne i wysokie wiadukty autostrady - potem jak bedziemy mieli lepszy internet to damy zdjecie.
Schronisko otwierali dopiero o 12, a na miejscu bylismy jakos kolo 11:15. wiec troche sobie czekalismy, a jak otworzyli to jak zwykle doznalismy okrutnego zderzenia z rzeczywistoscia. Okazalo sie, ze kuchni nie ma w schroniku (tzn jest, ale prywatna i nie mozna korzystac), wiec mamy teraz wiecej bagazu do dzwigania, ale moze jutro sie przyda. Za to oferuje schronisko kolacje, za 7 euro. Zanim sie zadeklarowalismy to popatrzylismy, co bary oferuja. Niestety nic ciekawego, procz torilli nie maja (a torilla to omlet, wiec nic ciekawego). Wiec zjemy w shcronisku.
Jutro czeka nas odcinek gorzysty i musimy podejsc okolo 600m, wiec trzymajcie kciuki! I oby nie padalo! Na szczescie dosc gesto sa osadzone miejscowosci i mamy malo kilometrow do przejscia, wiec jak co to bedziemy sobie robic dluzsze postoje pod dachem :P
Pozdrawiamy!
Podsumowanie:
za nami: 541,2km
przed nami: 161,5km
Zaczelismy dzien jak zwykle rano by dopiero o 7 byc na szlaku. Caly czas balismy sie zapowiadanego w pogodzie deszczu... ale na szczescie nie bylo go. Za to bylo chlodno, wiatr wial i slonce dlugo nie pojawialo sie. Bo szlismy prawie caly czas droga, tzn. dokladniej kawalkiem drogi oddzielonej murawanymi scianami od drogi, ktora SPECJALNIE zwezyli, by dac fragment pielgrzymom (fajnie, nie?), ale i tak malo kto korzysta z tej drogi, bo jest tez autostrada, zawieszona na wiaduktach miedzy gorami.
Poczatkowo mielismy dojsc gdzie indziej, do miejscowosci wczesniejszej. Ale ze nie padalo, potem wyszlo slonce i bylo ok, to poszlismy dalej, by jutro, jezeli ewentualnie bedzie padac, isc krocej. Zrobilismy jeszcze w miejscowosci wczesniejszej zakupy, by zrobic se obiad (makaron kolorowy i sos) plus sok i ciasteczka i poszlismy cale 2km dalej, oczywiscie szlakiem drogowym. Na miejscu miescina okazala sie byc bardzo skromna - miasto jednej ulicy ze tak powiem - bar przy wejsciu do miasta, parenascie domkow, shcronisko, kolejny bar, kosciol i jeszcze troche domkow. Nad miastem rozciagaja sie potezne i wysokie wiadukty autostrady - potem jak bedziemy mieli lepszy internet to damy zdjecie.
Schronisko otwierali dopiero o 12, a na miejscu bylismy jakos kolo 11:15. wiec troche sobie czekalismy, a jak otworzyli to jak zwykle doznalismy okrutnego zderzenia z rzeczywistoscia. Okazalo sie, ze kuchni nie ma w schroniku (tzn jest, ale prywatna i nie mozna korzystac), wiec mamy teraz wiecej bagazu do dzwigania, ale moze jutro sie przyda. Za to oferuje schronisko kolacje, za 7 euro. Zanim sie zadeklarowalismy to popatrzylismy, co bary oferuja. Niestety nic ciekawego, procz torilli nie maja (a torilla to omlet, wiec nic ciekawego). Wiec zjemy w shcronisku.
Jutro czeka nas odcinek gorzysty i musimy podejsc okolo 600m, wiec trzymajcie kciuki! I oby nie padalo! Na szczescie dosc gesto sa osadzone miejscowosci i mamy malo kilometrow do przejscia, wiec jak co to bedziemy sobie robic dluzsze postoje pod dachem :P
Pozdrawiamy!
Podsumowanie:
za nami: 541,2km
przed nami: 161,5km
ahoj! tu Polska:) nie czesto sie odzywam ale czesto tu zagladam i sledze Wasze zmagania. Dostajecie złoty medal za skrupulatnosc notatek ( ja nigdy nie pamietam o której wstalam:P) Oznajmiam że chwilowo jestem po sesji i wybieram sie w góry (niestety będę miała jeszcze meeting z panem Wincenciakiem w październku:0 ) Zróbcie sobie jakies zdjecie we dwoje bo można pomyslec że idziecie osobno:P usciski gorace choc u nas zimno dosc aczkolwiek slonecznie. ps.spadaja juz liscie bardzo.. ;)
OdpowiedzUsuńja też, choć ostatnio niemo, bardzo Wam dopinguję. Trochę przygód miałam i przez to mało siły, żeby cokolwiek pisać, ale jest ok! Oby wiatr Wam w oczy już nie wiał! Pozdrawiam Hardkorów!!! :D
OdpowiedzUsuńU nas (w Hiszpanii) tez jzu liscie spadaja, ale chyba raczej z powodu susz.
OdpowiedzUsuńNiemo czy nie niemo, wazne abyscie trzymaly kciuki za te nasze ostatnie dni wedrowki!
Juz niedlugo sie zobaczymy! Pozdrawiamy!