wtorek, 15 września 2009

dzien 22 - Ponferrada






Dzisiejszy dzien zaczniemy od opowiedzenia o historii z wczorajszej nocy :P w skrocie: jeden pielgrzym-hiszpan upil sie w pobliskim barze, koledzy go przyprowadzili po schodach do sali sypialnej (jechalo straaasznie alkoholem od niego i od pozostalych) i tuz przed cisza nocna sie jeszcze rzucal czlowiek, tzn byl glosno. Starsze panie zajmujace sie schroniskiem staraly sie go uciszac, ale przemowic do czlowieka pijanego sie nie da. Byly jeszcze dzwieki jakby conajmniej spadal z lozka, ale co tam sie dzialo to nie wiemy, bo mielismy w innym kacie lozka (na szczescie!). Rano, czyli dopiero o 7 byla pobudka. Jakos specjalnie wyspani z tego powodu nie bylismy, zadna roznica dla nas czy wstajemy o 6 czy o 7. Poranna wizyta w lazience faktycznie musiala sie odbyc bez wody, wiec glownie sniadaniowalismy. Podczas sniadania, pomimo ze w innych jezykach (po francusku i po niemiecku) to dalo sie obczaic, ze przezywaja zachodanie tego hiszpana. Same panie zajmujace sie schroniskiem chcialy cos z nim zrobic, chyba chcialy jego paszport pielgrzyma, a pote mz nim wyszly do innego pomieszczenia, wiec niebardzo obczajamy jak to sie skonczylo. Ale sytuacja dziwna i rzadko spotykana.

No ale do rzeczy. Dzis na szlaku pojawilismy sie dopiero o 8:10 - dziwnie bylo tak wychodzic juz po wstaniu slonca. Czekalo nas dzis dosc spore zejscie, z wysokosci 1140m musielismy zejsc na 500m. Miejscami bylo dosc stromo, shcodzilo sie po zboczach kamiennych gor, ale ogolnie jakos sprawnie poszlo. Po drodze mijalismy jeszcze pare wiosek gorskich, ale i tak naszym celem bylo duze miasto, ktore w sumie od samego poczatku trasy bylo widoczne.

Ale to nie zmienia faktu, ze troche trwalo dojscie do Poneferrady. Zeby ielgrzymowi bylo trudniej to szlak nie biegl prosto, tylko jkby robil ogromny luk do miasta (moze zeby zejscie bylo lagodniejsze albo zeby inne miejscowosci zaliczyc po drodze?). Ale w koncu jestesmy w miescie.

Zawedrowalismy do miasta jakos okolo 11:30. Schronisko otwierali dopiero o.. 14, wiec juz myslelismy ze czeka nas byczenie sie przez 2 i pol godziny. Ale na szczescie obczailismy napis, ze zanim otworza schronisko mozna skorzystac z lazienki, prysznicow i pralni znajdujacych sie jakby w oddzielnym budynku od shcroniska. No to skorzystalismy :) do 14 bylismy umyci, wyprani, obkupieni i objedzeni, pozostalo tylko siestowanie w oczekiwaniu na popoludniowe otwarcie wszystkiego.

W miedzyczasie przybywalo ludzi, jakos niektorzy nie umieja czytac i sie dobijali do drzwi. W ogole jakos sporo nowych osob, nie obczajonych w pielgrzymowym zyciu. Np. nie bylo kolejki plecakow, wiec trzeba bylo sie pchac do rejestracji. Na szczescie Bartek dzielnie dopchal sie na sam poczatek i bylismy drugimi osobami zarejestrowanymi. Dostalismy miejsce w pokoju 4-osobowym, towarzyssza nam Francuzi.

Po 16 wybralismy sie na miasto. Od razu wydawalo sie ciekawe, zwlaszcza dla Bartka, bo posiada ZAMEK! O 16:30 otwierali go, wiec poczekalismy chwile i zwiedzilismy go od srodka. Jakby nie jakies oszkolne i nowoczesne budynki wewnatrz(ktore chyba docelowo w przyszlosci maja byc jakas galeria czy muzeum - obecnie jeszcze nie dziala), to zamek robilby bardzo dobre wrazenie. Ale i tak wyglada fajnie.

Poza tym w miescie niby maja czesc starowkowa, ale malo tam starych budynkow, wiekszosc nowoczesnych albo ruinowatych. Z tych starszych rzeczy to jest jeszcze bazylika, fragmenty murow, brama, ratusz i kosciol. Wszystko jzu widizelismy, teraz internetujemy a potem obiadujemy :P

I to wszystko. jutro stuknie nam piata setka! A naszym celem znow jest kolejne duze miasto - Villafranca del Bierzo. O tyle fajnie, ze w duzych miastach jest co zwiedzac i robic :)

pozdrawiamy!

Podsumowanie:
za nami: 498,2km
przed nami: 204,5km

Zdjecia: widok ze szlaku, kosciol w Molinaseca, ja przy kracie zamku, brama zamku, Bartrek przy bazylice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz