Zaczniemy wpierw od uzupelnienia wczorajszego dnia. Otoz po internecie wybralismy sie na ¨menu pielgrzyma¨. Przed barem zobaczylismy jednak jeszcze ¨menu dnia¨i zaczelismy rozwazac, co jest ciekawsze. Wtedy podszedl do nas wlasciciel i bogato gestykulujac zaczal do nas mowic po hiszpansku, ze menu pielgrzyma jest wieeeeelkie, by pielgrzym sie najadl, a menu dnia jest takie sobie. Ok, wiec dwa menu pielgrzyma, por favor. Weszlismy z nim do srodka, spytal sie o nasza narodowosc, jak sie dowiedzial, zesmy z Polonia, to klepna Bartka po ramieniu i uznal, ze pielgrzymi sa ok, ale Polacy sa bardzo ok! Wiec mielismy u niego ¨plusa¨:P Bar mial specyficzny klimat - pielgrzymi na jego scianach pozostawiali napisy. Wlasciciel baru dobrze wiedzial, gdzie sa napisy po polsku i nam je wskazal. Jak na cale eposy na scianach, po polsku byly dwa, i to niewielkie. No ale gdy skonczyl sie zachwycac polakami dal nam do wyboru szeroki wybor wina (zwykle daja jedno, bez wyboru, a my moglismy se wybrac :P) potem dosc energicznie pan zaczal nam przyklejac ¨papierowy obrus¨do stolika (bo na dworzu wialo), przy czym rowniez gadal do nas, po hiszpansku, ale dalo sie zrozumiec :P w sumie juz coraz wiecej rozumiemy. Gdy wybralismy 1 danie, zaczelismy myslec nad drugim. Pan nam pomogl w wyborze pokazujac, z jakiego miesa zrobi nam kotlety (autentycznie przyniosl nam kawal miecha wolowego :P). No wiec ogolnie pomimo tego ze obiadowalismy z 1,5h to i tak pan nas obslugiwal najszybciej i zawsze sie jeszcze dopytywal o cos (np. jak bardzo chcemy miec kotleta przysmazonego :P). Na deser byl wybor tylko wsrod owocow, wiec wzielismy pomarancze (cale), ktore zjedlismy na wynos w schronisku.
No i tyle dopelnienia :P Dzisiejsza wedrwke zaczelismy o 6:40. Poczatkowo znow szlismy droga a nie szlakiem, ale niestety szybko musielismy z tego zrezygnowac. Za pierwszym miastem szlak powadzil wzdluz dosc ruchliwej drogi, prowadzacej do Leonu. Ale nie bylo tak zle - zwirek dosc maly. Po okolo 17-18km zaczely sie schody, a dokladniej wchodzenie pod gorke :P jak zwykle wchodzilo sie po to aby potem zejsc :] i jak wejscie bylo droga zwirkowa i dosc sympatyczne przez to, to zejscie bylo jakby jakas rynna dla rzadko tu spadajacych opadow (moze to przez to ze tam buduja ciagle jakies autostrady, albo po prostu nie chca aby pielgrzymi cali wchodzili do miast :P). Ale po wolnym i ostoznym zejsciu dostrzeglismy z daleka katedre w Leonie. Czekalo nas jeszcze przejscie przez przedmiescia, mostek i juz bylismy w miescie.
Na duzym skrzyzowaniu na pielgrzymow czekala informacja. Mozna bylo dostac mapke i ortrzymac informacje o schroniskach. W miescie sa dwa do wyboru: miejskie, plozone okolo 15minut od centrum oraz u siostr benedyktynek polozone w centrum. Juz chcielismy wybrac benedyktynki (zwlaszcza, ze kosztuja ¨co laska¨), ale w przewodniku bylo napisane, ze w tym schronisku sa oddzielne sale dla mezczyzn i kobiet. Niestety w informacji nasze przypuszczeni sie potwierdzily, wiec stwierdzilismy, ze lepiej wybrac te miejskie.
Po dojsciu do miejskiego schroniska okazalo sie, ze maja sprzatanie i musimy poczekac okolo 35minut. Okej, w miedzyczasie zebralo sie troche ludzi i bylo dosc tlumnie. Ale weszlismy jako pierwsi, zaplacilismy (po 4euro) i zajelismy lozka. To schronisko jest nie tylko dla pielgrzymow - stanowi tez jakby hostel dla turystow, glownie mlodych ludzi. Smieszny byl fakt, ze w normalnych schroniskach to ludzie od razu rzucaja sie pod prysznic, a tutaj podczas calej swej kapieli nikt inny nie skorzystal z zadneg prysznica.
Po posiedzi przed komputerem i ogolnym obczajeniu mapki miasta, wybralismy sie na zwiedzanie. W przeciwienstwie do poprzednich dni, zajelo nam to DUZO czasu. Jest tutaj gdzie chodzic i co podziwiac. Chociaz jak zwykle w Hiszpanii takze w scislym centrum trafiaja sie jakies ruiny, ale ogolnie jest ladnie.
Dla urozmaicenia swej diety dzis obiad zjedlismy w Mc Donaldzie! Stwierdzilismy, ze jzu na szlaku mozemy nie spotkac tak kalorycznego jedzenia, wiec tutaj poczulismy smak amerykanskiego fast fooda :P mila odmiana od ciglego wina, makaronu, miesa... :P
I to juz wszystko. Mamy juz coraz mniej kilometrow przed soba. Jutro stuknie nam czwarta setka!
Zdjecia: nasze cienei na szlaku, ja z butelkowymi pielgrzymami, Bartek z widokiem na miasto, glowny plac w Leonie, katedra w Leonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz