Dzis dzien rozpoczelismy niepewnie: pada czy nie pada, bedzie ladnie czy nie. Z rana to takie zastanawianie sie to jak wrozenie z fusow, ale coz - trzeba podjac decyzje - idziemy! Jak zwykle ostatnio pokoj jakis ospaly - pakowalismy sie po ciemku i chyba jako jedni z nielicznych. Nawet jak po 7 opuszczalismy schronisko to wiekszosc spala.
Do 9 utrzymywala sie nam na szlaku mgla. Po ciemku bylo zabawnie, bo nic sie nie widzialo, a potem jak slonce wstalo widzialo sie zasieg okolo 5metrow. Ale szlismy szlakiem, nie jakimis ulicami, wiec bylo ok.
Jak zwykle w Galicji, szlak przechodzil przez wioski pelna para i oddechem :] na szczescie zmuszalo to do jak naszybszego opuszczenia ich i pojscia dalej.
Dzis tez minelismy slupek z napisem 100km!!! (ze tyle do Santiago zostalo!). Po tym slupku z jakies 0,5km dalej byl bar, gdzie uczcilismy fakt 600km w nogach kawa i cola-cao (dostalismy to w kubkach okolo 350ml!) i poszlismy dalej. Dzis mielismy do pokonania okolo 23km, wiec trzeba bylo isc dalej a nie tylko swietowac. Choc przeszkodzila nam w tym starsza Polka, ktora obecnie mieszka w Niemczech i ma meza Niemca. Troche dlugo z nia pogadalismy, ale byla sympatyczna - tak malo Polakow sie spotyka na szlaku, ze kazdy napotkany jest dziwnym okazem.
No az w koncu dotarlismy do celu-do miasteczka Portomarin. Wg przewodnika to miasto wczesniej bylo umiejscowione w dole zbiornika wodnego, ale zostalo zalane i obecnie nowe jest wybudowane o wiele wyzej. Faktycznie wchodzac do miasta, przekraczajac owy zbiornik, mozna dostrzec fragmenty ruinek polozonych w dolinie nad woda. Wyglada to niesamowicie. Do samego miasta wchodzi sie smiesznym mostkiem schodowym - duuuzo schodow trzeba pokonac.
Schronisko, znow publiczne, pokonalo nasz kolejny rekord - spimy w pokoju 36-osobowym! Kazdy clzowiek ma w tym pokoju malo przestrzeni zyciowej, ale coz - jakos przezyjemy :P do tego prysznice sa ekshibicjonistyczne (czy tak ciezko im zainwestowac w zaslonki?!), no ale juz wiecej tam sie nie pojdzie a raz mozna przezyc :P
Teraz poogladalismy miasto, bardziej wnikliwie niz idac do schroniska. Ogolnie obkupilismy sie wczoraj, bo dzis niedziela i wszystko powinno byc zamkniete, a tu zaskoczenie - wszystko otwarte! Mozna kupic pamiatki, jedzenie w supermarkecie i w ogole wszystko co potrzeba pielgrzymowi. Jedynie co zabawne to jest fakt, ze dzis niedziela, a msza byla tylko o 12:30 - w dni powszednie sa msze poranne i wieczorne, a w niedziele wieczornej nie ma :P ale kosicolotwarty (z 12 wieku, podobno przed zalaniem go rozebrali i przeniesli) wiec wzielismy pieczatke i wyszlismy.
i to wszystko. Od dzis kilometrarze bedziemy pisac z innego zrodla, bo zgubilismy przewodnik polski. Ale i tak dlugo nam sluzyl, te ostatnie dni bez niego wytrzymamy :)
za nami: 613,7km
przed nami: 89km
Pozdrawiamy!
zdjecia: kon we mgle, ja przy setce, Bartek przy schodo-mostku do miasta i dwa widoczki na miasto (dawne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz